Recenzja Henryka Cierpioła Koncertu 60/60
Radio Katowice 28.10.2009, audycja: "Res Musica" Wypowiedź red. Henryka Cierpioła w audycji „Res Musica” 28 X 2009:
W minionym tygodniu nawiązaliśmy w naszym programie do tegorocznego, 52-go już Międzynarodowego Festiwalu Warszawska Jesień, wskazując na uczestnictwo w tym prestiżowym forum młodych kompozytorów z katowickiej Akademii Muzycznej, wychowanków Aleksandra Lasonia i Eugeniusza Knapika, a także na ważną rolę, jaka przypadła rodzimym zespołom: Narodowej Orkiestrze Symfonicznej Polskiego Radia pod batutą jej szefa, Jacka Kasprzyka, i Orkiestrze Muzyki Nowej z Szymonem Bywalcem na czele. Dochodzą do nas dalsze echa „warszawsko-jesiennych” wydarzeń, pragnę przeto uzupełnić tamte informacje i refleksje wskazaniem na nasz śląski udział w dwóch nader ciekawych artystycznie i świetnie przyjętych koncertach towarzyszących Festiwalowi w złoto-polską, słoneczną niedzielę 20 września.
U luterańskiej Świętej Trójcy, nieopodal gmachu Zachęty, przedstawiono pod wieczór dobrze frekwentowany mimo festiwalowej konkurencji rozmaitych forów muzycznych i muzykologicznych koncert orkiestrowych dzieł śląskich, przygotowany przez Oddział Związku Kompozytorów Polskich w Katowicach we współpracy z Górnośląskim Centrum Kultury. Program okazał się wielce dla publiczności interesujący, przyjęto go też owacją. Ani nadmiernie awangardowy, ani też postmodernistyczny, ukazał wyraziście indywidualne stylistyki przedstawicieli trzech pokoleń: zmarłego osiem lat temu w Berlinie Witolda Szalonka oraz przybyłych na występ Orkiestry smyczkowej „Camerata Impuls”: Ryszarda Gabrysia, rocznik 1942, i o jedną generację młodszego Andrzeja Dziadka, od kilku już kadencji prezesa wspomnianego katowickiego Oddziału twórców muzycznych. Po koncercie, na którym pojawili się również warszawscy kompozytorzy na czele z nestorem, prof. Benedyktem Konowalskim i byłym prezesem Związku, Maciejem Małeckim oraz Edwardem Sielickim z Uniwersytetu Muzycznego im. Fryderyka Chopina, jak i muzykolodzy, wśród nich dr Mieczysław Kominek, a ponadto - rzecz dla rozwoju potencjalnych kontaktów środowiskowych bardzo istotna - wielu młodych muzyków z różnych ośrodków Polski, obserwatorów festiwalu. O zainteresowaniu świadczyły po-koncertowe, do późna, rozmowy i dyskusje, słuchacze zaś otrzymali w prezencie pakiety z edycjami fonograficznymi, aż po najnowsze, ogłaszanymi systematycznie drugą już dekadę staraniem Oddziału wspólnie z naszą Rozgłośnią jako wydawcą owych kompaktów, będących przede wszystkim wybiórczą dokumentacją biennale „Śląskie Dni Muzyki Współczesnej”, a pośrednio swoistym sejsmografem osiągnięć i tendencji pojawiających się w pracowniach artystów, którzy stanowią summa summarum wielogeneracyjny, wciąż chyba żywotny – opinia to, sądzę, to ciekawego dyskursu kiedy indziej - fenomen socjo-artystyczny, mianowicie śląską szkołę kompozycji. We wspomnianym zestawie płytowym znalazł się także wydany przez nas z okazji 50. rocznicy urodzin krążek „Utwory wybrane” Andrzeja Dziadka, zwieńczony jego „Koncertem organowym”, którym sfinalizowano również koncert warszawski katowickich smyczkowców i kompozytorów. Na płycie solistą, z którym współgra „Camerata Impuls”, jest prof. Julian Gembalski, w stolicy natomiast opus to poprowadził wspólnie z dyrygentką, Małgorzatą Kaniowską, pierwszorzędny bez wątpienia wirtuoz, jednocześnie organista Świętej Trójcy, Jerzy Dziubiński. Dramatyczne, potężne dzieło wspaniale zabrzmiało w znakomitej akustyce owego kolistego architektonicznie ewangelicko-augsburskiego Kościoła, zbudowanego – tu warto przytoczyć ciekawostkę ! –
w najwyższym wówczas punkcie miasta, co pozwoliło na obserwowanie z latarni kopuły ruchów wojsk nieprzyjacielskich – był rok 1794 – przez oficerów Tadeusza Kościuszki. Warto zaznaczyć, że chodzi o kościół pięknie zrekonstruowany po wojennym zbombardowaniu go przez hitlerowców, i parafię, której zborownikami byli tej miary Polacy, co Samuel Linde czy malarz Wojciech Gerson. Zniszczone zostały także organy, lecz od dwóch dekad świątynię wzbogaca wysokiej klasy instrument, który świetnie przysłużył się Dziadkowi i jego „Koncertowi organowemu” na wrześniowym wieczorze, sygnowany przezrenomowaną firmę Hillebrand z Hanoweru. Niewątpliwie wykonanie „Koncertu” stało się kulminacyjnym punktem percepcji programu, wypełnionego ponadto dwoma „Largami”, a mianowicie wykonywanym też za zgodą autora jako utwór samodzielny środkowym, do głębi wstrząsającym ogniwem „Symfonii rytuałów” Witolda Szalonka i „Largiem” Dziadka, które otwierało śląski repertuar prezentowany owej intensywnej muzycznie niedzieli w Warszawie. Opus to nawiązuje niejako do rozmaitych sławnych „Adagiów” orkiestrowych, niosąc indywidualnie przetrawiony odblask z Barbera czy nawet chwilami z Mahlera. Partyturę dedykował kompozytor „Kameracie” z okazji dziesiątych urodzin Zespołu i jej dyrygentce, dr Małgorzacie Kaniowskiej. „Larga” przedzielone zostały zwartym formalnie i gęstym fakturalnie, jak i treściowo utworem Ryszarda Gabrysia „Es muss sein II” (tytuł ten odsyła, pośrednio oczywiście, ku tradycjom Beethovenowskim) o charakterze palimpsestu, czytelnym i takoż podanym pomimo skomplikowanych, intertekstualnych gier dźwiękowych
i znaczeń. Jak podkreślali potem kompozytorzy, co pieczętowała zarazem reakcja słuchaczy i ich żywe, długotrwałe oklaski, występ katowickich smyczków towarzyszący tegorocznej „Warszawskiej Jesieni” był jednym z najlepszych w ogóle koncertów „Kameraty Impuls” z Małgorzatą Kaniowską przy pulpicie dyrygenckim. Uskrzydlająco podziałał z pewnością festiwalowy kontekst i niejaką też – na wskroś szlachetna oczywiście - rywalizacja, wyobraźnie instrumentalistów i maestry pobudzała nadto wyborna świątynna akustyka, a skądinąd przyjazna publiczność, krótko mówiąc: dobre duchy dnia i geniusz owego niezwykłego miejsca.
Sprzyjały one również organizatorom wcześniejszego, dwu- i półgodzinnego, a przecież przyjmowanego z zapartym tchem koncertu „w samo południe”, mianowicie Kołu Młodych Związku Kompozytorów Polskich, w Mazowieckim Centrum Kultury i Sztuki. Ekscytujący okazał się pomysł młodego, wybijającego się muzykologa, członka Głównego Zarządu Koła, Michała Klubińskiego, aby sześćdziesięciu autorów związanych obecnie lub w przeszłości z Kołem Młodych skomponowało z okazji 60-lecia owej instancji, jednominutowe utwory na fortepian, klarnet, gitarę elektryczną, już to solo, już w triu lub duetach, a wszystko w hołdzie genialnemu protoplaście nowej muzyki polskiej, twórcy ballad i mazurków = Wielkiemu Fryderykowi z Żelazowej Woli, jako że wchodzimy stopniowo, coraz głębiej w Rok Chopinowski. Program rozpoczęto „Walcem Des-dur” dedykowanym Delfinie Potockiej, „minutowym” jak niesie fama i tradycja, i do romantycznych też źródeł, aury, niekiedy wprost do owego walca odwoływały się, tworząc niezwykły katalog stylów i technik kompozytorskich, aż po radykalny sonoryzm i spektralizm, kolejne utwory, nadesłane
z całego kraju. Był to wyczyn nie lada doprawdy – konsekwentne wyegzekwowanie przez Klubińskiego aż tylu autorskich - by tak to ująć – wizytówek artystycznych, wśród których znalazły się także dwa silesiaki, a ściśle = „katowicziana; były to: klarnetowe solo Eugeniusza Śleziaka „Son” i fortepianowa oczywiście„Rękawiczka Fryderyka” pomysłu Ryszarda Gabrysia, którą wykreowała podpora większości repertuaru, znakomita katowicka pianistka dr Magdalena Lisak, muzykująca zarówno solistycznie, jak kameralnie, z nadzwyczajnym wyczuciem oddająca rozległy i skrajnie zróżnicowany diapazon oczekiwań autorów, od tonalnej, kujawiakowej rzewności po teatr instrumentalny, struktury jazzujące i ostre ekspresje kompozytorskiego brutalizmu. Gabryś-senior zaskoczył swą wysmakowaną miniaturą odwołująca się do szczegółów chopinowskiego „Walca Des”, pierwszego w opusie 64, i tworząc sui generis apokryficzną, przekorną mikro-scenkę dialogową pomiędzy Chopinem a Delfiną Potocką, do której pisywał ponoć Fryderyk śmiałe erotycznie listy, czego jednak w trybie naukowym nie udowodniono. Drugi z naszych reprezentantów, Eugeniusz Śleziak, nieco w Polsce zapoznany, z tegoż, co Gabryś rocznika 1942, przebywa od kilku dekad w Meksyku, wpływając na tamtejsze życie muzyczne, prowadząc jeden z czołowych chórów mieszanych oraz muzyczne zajęcia uniwersyteckie. „Son” nawiązuje do specyficznego rodzaju muzyki ukształtowanej w Ameryce łacińskiej, zarazem wszakże poświadcza strukturalizm tego utworu polski korzeń Śleziaka i jego wywód z tutejszej szkoły kompozytorskiej, a konkretnie – z klasy Witolda Szalonka.
A że to ostatnie nazwisko parokrotnie przewinęło się w niniejszych wieściach i refleksjach, posłuchajmy, jak komponował Szalonek-strukturalista i sonorysta w jednej osobowości. Oto fragment znakomitej, awangardowo klasycyzującej (wbrew pozorom to niekoniecznie sprzeczność !) „Małej Symfonii B-A-C-H”.
W minionym tygodniu nawiązaliśmy w naszym programie do tegorocznego, 52-go już Międzynarodowego Festiwalu Warszawska Jesień, wskazując na uczestnictwo w tym prestiżowym forum młodych kompozytorów z katowickiej Akademii Muzycznej, wychowanków Aleksandra Lasonia i Eugeniusza Knapika, a także na ważną rolę, jaka przypadła rodzimym zespołom: Narodowej Orkiestrze Symfonicznej Polskiego Radia pod batutą jej szefa, Jacka Kasprzyka, i Orkiestrze Muzyki Nowej z Szymonem Bywalcem na czele. Dochodzą do nas dalsze echa „warszawsko-jesiennych” wydarzeń, pragnę przeto uzupełnić tamte informacje i refleksje wskazaniem na nasz śląski udział w dwóch nader ciekawych artystycznie i świetnie przyjętych koncertach towarzyszących Festiwalowi w złoto-polską, słoneczną niedzielę 20 września.
U luterańskiej Świętej Trójcy, nieopodal gmachu Zachęty, przedstawiono pod wieczór dobrze frekwentowany mimo festiwalowej konkurencji rozmaitych forów muzycznych i muzykologicznych koncert orkiestrowych dzieł śląskich, przygotowany przez Oddział Związku Kompozytorów Polskich w Katowicach we współpracy z Górnośląskim Centrum Kultury. Program okazał się wielce dla publiczności interesujący, przyjęto go też owacją. Ani nadmiernie awangardowy, ani też postmodernistyczny, ukazał wyraziście indywidualne stylistyki przedstawicieli trzech pokoleń: zmarłego osiem lat temu w Berlinie Witolda Szalonka oraz przybyłych na występ Orkiestry smyczkowej „Camerata Impuls”: Ryszarda Gabrysia, rocznik 1942, i o jedną generację młodszego Andrzeja Dziadka, od kilku już kadencji prezesa wspomnianego katowickiego Oddziału twórców muzycznych. Po koncercie, na którym pojawili się również warszawscy kompozytorzy na czele z nestorem, prof. Benedyktem Konowalskim i byłym prezesem Związku, Maciejem Małeckim oraz Edwardem Sielickim z Uniwersytetu Muzycznego im. Fryderyka Chopina, jak i muzykolodzy, wśród nich dr Mieczysław Kominek, a ponadto - rzecz dla rozwoju potencjalnych kontaktów środowiskowych bardzo istotna - wielu młodych muzyków z różnych ośrodków Polski, obserwatorów festiwalu. O zainteresowaniu świadczyły po-koncertowe, do późna, rozmowy i dyskusje, słuchacze zaś otrzymali w prezencie pakiety z edycjami fonograficznymi, aż po najnowsze, ogłaszanymi systematycznie drugą już dekadę staraniem Oddziału wspólnie z naszą Rozgłośnią jako wydawcą owych kompaktów, będących przede wszystkim wybiórczą dokumentacją biennale „Śląskie Dni Muzyki Współczesnej”, a pośrednio swoistym sejsmografem osiągnięć i tendencji pojawiających się w pracowniach artystów, którzy stanowią summa summarum wielogeneracyjny, wciąż chyba żywotny – opinia to, sądzę, to ciekawego dyskursu kiedy indziej - fenomen socjo-artystyczny, mianowicie śląską szkołę kompozycji. We wspomnianym zestawie płytowym znalazł się także wydany przez nas z okazji 50. rocznicy urodzin krążek „Utwory wybrane” Andrzeja Dziadka, zwieńczony jego „Koncertem organowym”, którym sfinalizowano również koncert warszawski katowickich smyczkowców i kompozytorów. Na płycie solistą, z którym współgra „Camerata Impuls”, jest prof. Julian Gembalski, w stolicy natomiast opus to poprowadził wspólnie z dyrygentką, Małgorzatą Kaniowską, pierwszorzędny bez wątpienia wirtuoz, jednocześnie organista Świętej Trójcy, Jerzy Dziubiński. Dramatyczne, potężne dzieło wspaniale zabrzmiało w znakomitej akustyce owego kolistego architektonicznie ewangelicko-augsburskiego Kościoła, zbudowanego – tu warto przytoczyć ciekawostkę ! –
w najwyższym wówczas punkcie miasta, co pozwoliło na obserwowanie z latarni kopuły ruchów wojsk nieprzyjacielskich – był rok 1794 – przez oficerów Tadeusza Kościuszki. Warto zaznaczyć, że chodzi o kościół pięknie zrekonstruowany po wojennym zbombardowaniu go przez hitlerowców, i parafię, której zborownikami byli tej miary Polacy, co Samuel Linde czy malarz Wojciech Gerson. Zniszczone zostały także organy, lecz od dwóch dekad świątynię wzbogaca wysokiej klasy instrument, który świetnie przysłużył się Dziadkowi i jego „Koncertowi organowemu” na wrześniowym wieczorze, sygnowany przezrenomowaną firmę Hillebrand z Hanoweru. Niewątpliwie wykonanie „Koncertu” stało się kulminacyjnym punktem percepcji programu, wypełnionego ponadto dwoma „Largami”, a mianowicie wykonywanym też za zgodą autora jako utwór samodzielny środkowym, do głębi wstrząsającym ogniwem „Symfonii rytuałów” Witolda Szalonka i „Largiem” Dziadka, które otwierało śląski repertuar prezentowany owej intensywnej muzycznie niedzieli w Warszawie. Opus to nawiązuje niejako do rozmaitych sławnych „Adagiów” orkiestrowych, niosąc indywidualnie przetrawiony odblask z Barbera czy nawet chwilami z Mahlera. Partyturę dedykował kompozytor „Kameracie” z okazji dziesiątych urodzin Zespołu i jej dyrygentce, dr Małgorzacie Kaniowskiej. „Larga” przedzielone zostały zwartym formalnie i gęstym fakturalnie, jak i treściowo utworem Ryszarda Gabrysia „Es muss sein II” (tytuł ten odsyła, pośrednio oczywiście, ku tradycjom Beethovenowskim) o charakterze palimpsestu, czytelnym i takoż podanym pomimo skomplikowanych, intertekstualnych gier dźwiękowych
i znaczeń. Jak podkreślali potem kompozytorzy, co pieczętowała zarazem reakcja słuchaczy i ich żywe, długotrwałe oklaski, występ katowickich smyczków towarzyszący tegorocznej „Warszawskiej Jesieni” był jednym z najlepszych w ogóle koncertów „Kameraty Impuls” z Małgorzatą Kaniowską przy pulpicie dyrygenckim. Uskrzydlająco podziałał z pewnością festiwalowy kontekst i niejaką też – na wskroś szlachetna oczywiście - rywalizacja, wyobraźnie instrumentalistów i maestry pobudzała nadto wyborna świątynna akustyka, a skądinąd przyjazna publiczność, krótko mówiąc: dobre duchy dnia i geniusz owego niezwykłego miejsca.
Sprzyjały one również organizatorom wcześniejszego, dwu- i półgodzinnego, a przecież przyjmowanego z zapartym tchem koncertu „w samo południe”, mianowicie Kołu Młodych Związku Kompozytorów Polskich, w Mazowieckim Centrum Kultury i Sztuki. Ekscytujący okazał się pomysł młodego, wybijającego się muzykologa, członka Głównego Zarządu Koła, Michała Klubińskiego, aby sześćdziesięciu autorów związanych obecnie lub w przeszłości z Kołem Młodych skomponowało z okazji 60-lecia owej instancji, jednominutowe utwory na fortepian, klarnet, gitarę elektryczną, już to solo, już w triu lub duetach, a wszystko w hołdzie genialnemu protoplaście nowej muzyki polskiej, twórcy ballad i mazurków = Wielkiemu Fryderykowi z Żelazowej Woli, jako że wchodzimy stopniowo, coraz głębiej w Rok Chopinowski. Program rozpoczęto „Walcem Des-dur” dedykowanym Delfinie Potockiej, „minutowym” jak niesie fama i tradycja, i do romantycznych też źródeł, aury, niekiedy wprost do owego walca odwoływały się, tworząc niezwykły katalog stylów i technik kompozytorskich, aż po radykalny sonoryzm i spektralizm, kolejne utwory, nadesłane
z całego kraju. Był to wyczyn nie lada doprawdy – konsekwentne wyegzekwowanie przez Klubińskiego aż tylu autorskich - by tak to ująć – wizytówek artystycznych, wśród których znalazły się także dwa silesiaki, a ściśle = „katowicziana; były to: klarnetowe solo Eugeniusza Śleziaka „Son” i fortepianowa oczywiście„Rękawiczka Fryderyka” pomysłu Ryszarda Gabrysia, którą wykreowała podpora większości repertuaru, znakomita katowicka pianistka dr Magdalena Lisak, muzykująca zarówno solistycznie, jak kameralnie, z nadzwyczajnym wyczuciem oddająca rozległy i skrajnie zróżnicowany diapazon oczekiwań autorów, od tonalnej, kujawiakowej rzewności po teatr instrumentalny, struktury jazzujące i ostre ekspresje kompozytorskiego brutalizmu. Gabryś-senior zaskoczył swą wysmakowaną miniaturą odwołująca się do szczegółów chopinowskiego „Walca Des”, pierwszego w opusie 64, i tworząc sui generis apokryficzną, przekorną mikro-scenkę dialogową pomiędzy Chopinem a Delfiną Potocką, do której pisywał ponoć Fryderyk śmiałe erotycznie listy, czego jednak w trybie naukowym nie udowodniono. Drugi z naszych reprezentantów, Eugeniusz Śleziak, nieco w Polsce zapoznany, z tegoż, co Gabryś rocznika 1942, przebywa od kilku dekad w Meksyku, wpływając na tamtejsze życie muzyczne, prowadząc jeden z czołowych chórów mieszanych oraz muzyczne zajęcia uniwersyteckie. „Son” nawiązuje do specyficznego rodzaju muzyki ukształtowanej w Ameryce łacińskiej, zarazem wszakże poświadcza strukturalizm tego utworu polski korzeń Śleziaka i jego wywód z tutejszej szkoły kompozytorskiej, a konkretnie – z klasy Witolda Szalonka.
A że to ostatnie nazwisko parokrotnie przewinęło się w niniejszych wieściach i refleksjach, posłuchajmy, jak komponował Szalonek-strukturalista i sonorysta w jednej osobowości. Oto fragment znakomitej, awangardowo klasycyzującej (wbrew pozorom to niekoniecznie sprzeczność !) „Małej Symfonii B-A-C-H”.